sobota, 15 czerwca 2013

Małe vandzie na pokładzie

Vanda. Wachlarz liści, splątane korzenie zwisające w powietrzu i rzucający się w oczy pęd wielkich, kolorowych kwiatów. Taki widok można często spotkać w kwiaciarniach i marketach z działem ogród.
Widok zachwycający, ale cena w połączeniu z wątpliwościami, jak dbać o takie cudo w warunkach domowych, powstrzymywały mnie skutecznie przed zakupem. Kiedyś jednak w dziale "Ogród" na Allegro zobaczyłam aukcje sadzonek vanda wyjętych z agaru. Dodatkowa lokatorka, lub dwie, w szklarence z cattleyami, nie zrobi przecież wielkiej różnicy, prawda?

Zastanawiałam sie jednak, jak te vandzie uprawiać? Skoro dorosłe rośliny są hodowane bez jakiegokolwiek podłoża, to czy sadzonki też mam trzymać z gołymi korzonkami? Jak uniknąć konieczności codziennego namaczania? Założyłam, że w naturze, zanim vanda na gałęzi drzewa zacznie powiewać korzeniami w powietrzu, to te korzenie mają jakiś bliższy kontakt ze spróchniałą korą, mchem i resztkami liści znajdującymi się na tejże gałęzi. Wsadziłam więc swoje małe vandy w mieszankę z kory i skały wulkanicznej, z dodatkiem keramzytu. Jakie są efekty?

Vandzie tuz po podlaniu

Pozytywne. Otworki w doniczkach i zastosowanie podłoże zapewniają swobodny dostep powietrza do korzeni. Podłoże przesycha wystarczająco szybko. Nie namaczam ich częściej niż raz w tygodniu, a w okresie chłodniejszym, np. w zimie, wystarcza namaczanie raz na dwa tygodnie. Oczywiście cały czas mieszkają z cattleykami.
Roślinki rosną, puszczają nowe listki i przedłużają korzonki. Oczywiście ich uprawa to szkoła cierpliwości... podobno na kwiaty czeka się około 10 lat? Mnie to jednak nie przeszkadza, bo obserwowanie wzrostu takich maluchów sprawia mi frajdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...